poniedziałek, 26 stycznia 2015

El Nido - rejon kontrastow...

Z Langkawi polecielismy do Kula Lumpur, gdzie spedzilismy 3h na nowym terminalu KLIA2. Mynia okrzyknela go najladniejszym lotniskiem na jakim byla.
Trzeba przyznac ze sposob rozbudowy i fundusze, ktore zostaly na to przeznaczone robia wrazenie.






Z Kuala Lumpur udalismy sie liniami Cebu Pacific Air w strone Filipin. Po drodze do Puerto Princessy czekalo nas jeszcze miedzyladowanie w Manilii, gdzie wyplacilismy pieniadze (w El Nido brak bankomatu... :D ). Do Puerto Princessy dotarlismy ok 10 rano i tu pierwsza filipiniska niespodzianka - mial na nas czekac, wczesniej umowiony mailowo pan z tabliczka Mr & Mrs Rutanscy - wychodzimy z lotniska - ani tabliczki, ani pana o.O



Nie stanowilo to jednak problemu, gdyz busikow, ktore wioza turystow do El Nido bylo przynajmniej z 20. Kupilismy bileciki i nastepne 5h spedzilismy w pozycjach prawie embrionalnych. Filipinscy magicy, ktorzy montowali siedzenia w busikach, zapomnieli chyba ze nie wszyscy ludzie na swiecie maja 145 cm wzrostu...
Pierwsze 150 km drogi bylo uslane pieknymi widokami, gdyz jechalismy praktycznie wzdluz wybrzeza.





Niestety po 150 km przyszedl taki moment


i juz nie bylo tak wesolo... czasami byl kilometr asfaltu, czasami byl jeden pas asfaltu, wiekszosci drogi brak... :)



Po dojechaniu na miejsce od razu wynajelismy skuter i tu kolejna filipinska niespodzianka - w calym El Nido po 2h poszukiwan udalo sie ustalic ze zostal jeden jedyny skuter do wynajecia :) w skandalicznej cenie 700 Peso/dzien - ok 64 zl :) (jak sie okazalo pozniej, takie ceny za wynajem tam obowiazuja).
Skuterem przejechalismy ok 150 km po okolicznych filipinskich wioskach. Podziwialismy przyrode, zwierzeta i piekne plaze.






 (dla kogos, kto wybieralby sie do El Nido samolotem - tak wyglada lotnisko i samolot :D )



















Nastepnego dnia wybralismy sie na "Island hopping".
Dane nam bylo zobaczyc blekitne laguny, malownicze wzgorza i plaze z turkusowa woda...
























Niestety 3 dzien spedzilismy na innej wycieczce niz planowalismy - mial byc Island hopping byl toilet hopping :D Jezeli chodzi o kuchnie filipinska, to delikatnie mowiac nie odnalezlismy swojej ulubionej potrawy. Wszystko mialo kosci, chrzastki i kawaly tluszczu. Po zatruciu zaczelismy spozywac glownie, suche posilki, bazujace na chlebie i ciescie do pizzy.


Dodatkowo dla osob podrozujacych do El Nido - mowiac krotko - samo miasto - praktycznie nie istnieje, dodatkowo jest najbardziej syfiastym miejscem, jakie w zyciu widzielismy.  Niemniej jednak Island hopping wynagradza wszystkie krzywdy...
"Teraz sie smiejemy, ale wtedy w kiblu to naaaaaaaprawdeeeeee... :D"
Wieczorem z bolem brzucha wyjechalismy w powrotna podroz do Puerto Princessa...